Legendarna grupa Bez Jacka w Beskidach – Krzysztof “Photograb” Grabowski

O tym, że stara miłość nie rdzewieje. O tym, że dobra muzyka utalentowanych artystów jest wieczna, a przynajmniej jest w stanie przetrwać tyle, co przeciętne Volvo (jak mawiał Leonard Cohen o swoich piosenkach)

Muszę na wstępie ostrzec, że to smętny i sentymentalny wpis..

Otóż, 10. edycja spotkań muzycznych w Bacówce pod Wielką Rycerzową na krańcach Beskidu Żywieckiego, pt. “Gitarą i Grulem” stała się powodem tej, można by rzec, sentymentalnej podróży. Poezja śpiewana i piosenka turystyczna towarzyszyła i nadal towarzyszy wielu zapalonym turystom błąkającym się po górach z plecakiem. Rycerzowa przyciągnęła w miniony weekend masę takich właśnie ludzi. Zajęli wszystkie miejsca w schronisku, a do tego namioty wokół chatki pokryły każdy równy kawałek trawy, nadający się do przenocowania. Nocowania i tak było nie za wiele, bo muzyka niosła się po górach aż do rana. A pomuzykować przyjechały grupy z różnych stron Polski. W swoistym jam session po koncertach mógł zagrać i zaśpiewać każdy, kto miał na to ochotę.

Ich piosenki można było wykorzystać, by coś powiedzieć — można było poderwać “na Leśmiana” dziewczynę z klasy albo wykrzyczeć swój młodzieńczy sprzeciw: “całujcie wy mnie wszyscy w d..”. Niezwykłym sposobem, z lekkością wtłaczali do głów młodych zbuntowanych uczniów poezję Leśmiana właśnie, czy Gałczyńskiego, co w żaden sposób nie mogło się udać pani w szkole na lekcji języka polskiego. Siła jest w naturalności i niezwykłym darze komponowania piosenek. Od czasów słuchania ich na żywo minęło w moim przypadku dobrze ponad 20 lat! W międzyczasie w zespole dużo się zmieniło, ale ciągle jest i gra. A wszystko za sprawą tego pogodnego człowieka — Zbyszka Stefańskiego. Spotkanie na Rycerzowej było okazją, by osobiście mu podziękować. Pierwszy raz miałem tę możliwość by porozmawiać ze Zbysiem, bo tak go zwykle pieszczotliwie nazywaliśmy, zresztą podobnie, jak Jego brata, Jana, który był Jasiem. Zbysiu okazał się przesympatycznym facetem. Gdy rano, po wieczorze muzycznym, zapytałem go przed schroniskiem, dlaczego tylko śpiewał, gdzie podziały się jego dowcipy i rozmowy z publicznością, odpowiedział: “to chodź, opowiem ci teraz kawał” Żart był w jego stylu. Zbysia kawały znam na pamięć z kaset, przegrywanych jeden od drugiego, gdzieś zdobytych po jakimś koncercie, który komuś udało się nagrać na Kasprzaka, Grundiga czy innego Kaprala. Nawet dokładnie wiem, gdzie urywają się piosenki, bo akurat skończyła się taśma w kasecie. Na Rycerzową nie przywiozłem kaset, chociaż byłoby to pewnie bardziej oryginalne Przywiozłem płyty, które stały się dostępne już w czasach nowej cyfrowej ery. Wcześniej Bez Jacka jakoś nie zabiegali lub z innych względów nie wydawali swoich utworów w masowych ilościach, jak np. SDM. Tym bardziej, wielokrotnie wciągnięta do magnetofonu i pognieciona taśma ma wartość większą niż płyty. Chociaż teraz to się zmieniło. Wszystkie płyty, jakie mam, Zbysiu i reszta ekipy podpisali z dedykacją podnosząc ich rangę. Zbyszek wybierał dobre miejsce do postawienia autografu — najczęściej na swoim czole na zdjęciu w książeczce płyty. Poczucie humoru nigdy go nie opuszczało i widzę, że tak pozostało. Jeden z podpisów brzmi: “Z szacunkiem, Zbyszek Stefański”. Chyba taki jest cały On — uśmiechnięty, pogodny, skromny.. Dziękował, że przyjechaliśmy posłuchać, że mamy płyty do podpisania. Dzięki. To było sympatyczne i co by nie mówić — wzruszające.

Tekst pochodzi ze strony Krzysztofa “Photograba” Grabowskiego Fotowyprawy. Tam także odnajdziecie fotografie.

0 comments on “Legendarna grupa Bez Jacka w Beskidach – Krzysztof “Photograb” GrabowskiDodaj swój →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.